Zielona dzicz. Tyle lat trzeba było czekać, by osiągnąć stan panoszenia się roślinności. Wcześniej było tu dyniowe poletko ze szpalerem włoskich orzechów. Z posadzonych przeze mnie drzew i krzewów, pozostało tylko to, co radzi sobie z mocnymi przeciągami, mrozem, nornicami i kretami, stadkiem saren z młodym jelonkiem na czele, bez tęsknoty za mną. Poza zielonym w różnych odcieniach i białym, innych barw się tu nie doświadczy. Nie lubię ogrodowej pstrokacizny. Czasem tylko pojawi się błękit albo fiolet, i tylko teraz, wiosną. A niedługo zakwitną lipy... :o)
Beautiful garden and shots!
ReplyDeleteHave a nice weekend.
Such wonderful natural beauty.....
ReplyDelete-Trevor
Nasz dom wcisnęliśmy w taką dzicz,no,powiedzmy dziczkę :),bo sosny i brzozy to żadne tam okazy,a i to co już sami wsadziliśmy nijak rośnie.Jest dziko,na pewno zielono nieskończenie.Niewiele naszej ingerencji -chcą roślinki,to rosną,nie chcą -nie muszą,Opatrzność spuszcza klęski to łamią się i już .Ale w tym roku zasiałam masę wszystkiego ,wielobarwnego -ogródek stricte wiejski :)z lenistwa :)Twój,Doroto,ewidentnie koi zszargane....dlaczego Ty zestresowana?
ReplyDeleteNie wiem... :o(
ReplyDeleteWiem... wiem! Bo ja w nim nie bywam.
Nie uwierzysz, to jasne. Ale to prawda.
W tamtym roku około 10 razy.
W tym "już" 2.
Dobrze jest... bo skoro już 2 i to 2 robocze...
znaczy - BĘDZIE TEGO WIĘCEJ.
A ogród oddalony jest od domu ok. 100m.
Najwidoczniej ciężko "tyłek tam zwlec" ;o)