Trzy lata temu z podróży do Turcji przywiozłam kilim Yörük. Yörük to populacja nomadów, która od XIV w. zamieszkiwała Macedonię i Trację, natomiast w roku 1923 została wygnana do Turcji zgodnie z warunkami wymiany ludności między obu krajami. Yörüks prowadzili koczowniczy tryb życia i rozprzestrzenili się po Bałkanach, a dziś na pół osiedli zachowując część dziedzictwa i tradycji poprzez folklor i sztukę tkania dywanów. Dlaczego na pół? Ponieważ zimy spędzają na wsi, natomiast latem podążają ze swoimi stadami w góry na wypas. Klany ściśle związane z Yörüks są rozsiane po całym półwyspie Anatolii i poza jej granicami, zwłaszcza wokół łańcucha górskiego Taurus i dalej na wschód, na wybrzeżu Morza Kaspijskiego. Lubię ten kilim... jego kolorystykę, wzory... a ich symbolika to ogromna wiedza. Znalazłam :o) Kupowałam go kilka dni, przez kilka godzin dziennie... tyle trwało targowanie się. Potem odpruto tkaninę, na którą klękano w meczecie, wyczyszczono go. Jest i historia z certyfikatem autentyczności. Miałam dwa certyfikaty. Jeden prawdziwy, tylko dla nas, stwierdzający jego wiek. Drugi dla celników na lotnisku ;o) Dziś wisi nad naszym stołem jadalnianym.
A za oknem w kuchni... rozciąga się widok na miasto na wzgórzu ;o) Dwie katedry, zamek, wieża zegarowa ukryte w koronach orzechów i lip. Wieczorami krzyż na wzgórzu lśni w zachodzącym słońcu.