Smutno mi bez Ciebie...
30 June 2011
29 June 2011
urodzinowo
27 czerwca - dziura w niebie, którą zrobiło rozpychające się słońce. Wiatr unoszący urodzinowy pawilon ogrodowy. Dzieci nieuchwytne w bezustannej gonitwie, turlające się z górki, bawiące się w berka, w chowanego... Tak Amelia spędziła dzień swoich 8 urodzin. Tylko co w nocy zdążyliśmy złożyć namioty, nad ranem ulewa... aż do teraz. Wojtek, szykuj piwo. Wygrałam zakład :o) A rączki mam do ziemi, nawet w zdjęciach wyręczyła mnie Karolcia, bo ciągle byłam zajęta... tylko na koniec pstryknęłam kilka razy, ale wtedy... wszyscy...
wszyscy się gdzieś pochowali...
28 June 2011
23 June 2011
22 June 2011
20 June 2011
19 June 2011
16 June 2011
...
Dziś został pochowany mój najdroższy przyjaciel.
W poniedziałek po egzaminach zawodowych w szkole, której był dyrektorem, wracał do domu. Jechał ze swoją córką Asią. Nagle zjechał na pobocze, wprost w głęboki rów, a auto uderzyło w betonowy przepust. Marek zginął na miejscu, Asia o własnych siłach wydostała się na zewnątrz. Nadal jest w szpitalu... a przy niej Ela – jej mama.
Ubiegłej soboty mieliśmy ich odwiedzić, wspólnie oglądać zdjęcia z Indii, zasiedzieć się do późnej nocy, jak zwykle. Nie udało się. Pracowałam do późna, nie mogłam poprzestawiać godzin. Dzwonił do mnie jeszcze w piątek, rozmawialiśmy o pracy... o sobocie... był smutny, zmęczony.
Marka znałam od 2005 roku. Niedługo, ale wystarczyło, by bardzo zmienić moje życie. Kiedy byłam na niego zła, nazywałam go „misjonarzem”. Za wszelką cenę próbował mnie „uratować”. Palcem wskazywał osoby, miejsca, zdarzenia najważniejsze, na których miałam się skupiać. Mimo mojego buntu, dziś mogę powiedzieć, że On – ostoja spokoju, ten spokój wlał we mnie. „Nawracał” nie tylko mnie.
Marka można było bardzo lubić lub nie. Trzeba było dobrze się wsłuchać w to co mówi, by przypadkiem się nie obrazić. Mówił symbolami i nie chciał krzywdzić. I... co jest już bardzo rzadkie w obecnych czasach – był bezinteresowny.
Był najlepszym managerem. Dzięki niemu po długim okresie zajmowania się ilustracją dziecięcą wróciłam do projektowania wnętrz. Uwierzyłam, że potrafię to robić i dam sobie radę. I tak też się stało. Do końca interesował się tym, co robię. Bardzo się przejmował, jeśli miałam jakieś kłopoty z nieuczciwymi klientami. Podsyłał mi wówczas innych, bym mogła szybko zapomnieć o porażce. Dzięki niemu zaczęłam wystawiać swoje prace. Nabrałam śmiałości...
Był poławiaczem pereł, łowcą talentów. To był jego największy talent. Wyszukiwał ludzi o różnych zdolnościach, wyciągał ich za uszy do światła, spotykał ich ze sobą, łączył ich we wspólnych pasjach i dalej toczyło się to już samo. Co jakiś czas wpadał i pytał, jak sobie radzą. Zawsze pogodny, pozytywnie nastawiony...
Amelia bardzo płakała za swoim ukochanym wujkiem. Nadal nie może uwierzyć, że on już nie zobaczy, jak ona świetnie jeździ na rowerze. Chciała mu pokazać podczas swoich urodzin... Była jego „niebieską rybką” podczas każdych wakacji, kiedy to okupowali wspólnie wszystkie baseny. Ostatnio przekomarzali się:
- Jola... Jola... - wołał Marek.
- Zenek... nie jestem Jola – odpowiadała ze śmiechem Ami.
Od czterech dni nie znajduję miejsca. Ale cóż ja... co ma powiedzieć Ela i Asia, Marka mama, Marka siostry: Bożenka, Ania, Renata, Beata...
Proszę Cię Panie
w ten mroźny czas,
kiedy serce wypala
przerębel na jeziorze,
dotknij swą dłonią
zgarbionych pleców Anioła,
zaskocz go, zadaj pytanie,
na które brak odpowiedzi,
daj prztyczka w nos
i postaw przed nim
mąkę, jaja, miód,
sypnij garść cynamonu
imbiru i goździków.
Każ czarować dłońmi
anielskie zastępy,
by ich zapach wypełnił
zakamarki nieboskłonu,
by nie mógł potem zasnąć.
Nigdzie nie odchodzę.
Dojrzewam jak jabłko,
które położyłeś na ławce.
Jeszcze się zarumienię...
Etykiety:
Amelia,
I like it,
Ive Mendes,
Marek Pikuła,
my words
13 June 2011
pod rozpołowionym stołem
dusza głaszcze duszę
chłodna, zawiesista mgiełka
skrywa plamki miasta na wzgórzu
meandry leniwej rzeki
dźwięcznie grają na kamieniach
zioło roztarte gorącą dłonią
zostawia ślad w pamięci
śmiałe, głodne nietoperze
niemi świadkowie braterstwa
aksamitna ciemność
co płacze rosą na stopy
i już wyczekana przytulność
światełka na szklanym obrazie
uszko w uszko, jak bliźniaczki
delikatne, kruche i różne
naleję w nie miodu, dużo miodu...
Ty zasypiasz...
już nie trzeba nalegać
a ja tymczasem
dokleję nogę Aniołowi
Miałam straszny sen... i już Cię nie ma, nie zdążyłam opowiedzieć...
Już Cię nie ma... choć czuję, że stoisz za naszymi plecami, moimi i Amelii.
9 - szybkie wybieranie. Jak się usuwa numer kogoś bliskiego z telefonu?
...żeby przez przypadek nie zadzwonić? Dokąd? Gdzie jesteś?
Wszędzie ptaki od Ciebie, gdzie nie spojrzę... ptaki. Ciemna noc... a za oknem słyszę klangor.
Przecież to niemożliwe. One już dawno przyleciały. Dlaczego krzyczą nade mną?
Ostatni ptaszek od Ciebie...
09 June 2011
kartka z kalendarza
Nasza wieś niczym szczególnym się nie wyróżnia, może jedynie "obcego" pociesza fakt, że teren tu różnorodny. A najważniejszy jest San, który płynie wzdłuż prawie całej wsi. A jeśli nie San, to Stary San czyli zbiorniki wodne w starym jego korycie. A skoro rzeka to i iły, dlatego cegielnie... Są już nieczynne, ale w skarpach, w długich, wygrzebanych norkach pomieszkują żołny po powrocie z Afryki. Ornitolodzy starają się, aby teren ten stał się rezerwatem. Reszta to pola i łąki, po których dziś spacerowałam z Amelią. I plaża...
Za każdym razem przechodząc tamtędy muszę zajrzeć do ogrodu Państwa M. Kiedy nie było jeszcze mojego ogrodu, zaglądałam tam przez płot, by się nacieszyć widokiem bezkresnej zieleni i sielskości.
A to miejsce, do którego prowadzą schody ;o) Byłam tam dziś zbyt wcześnie. Słońce powinno chylić się ku zachodowi tuż nad zakrętem rzeki... wtedy jest ciekawiej. A spacer zakończyłyśmy tuż przed tym, jak się rozpętała wichura i spadł deszcz. Jak dobrze... nie muszę dziś podlewać. Ostatnio sprawia mi to ogromną trudność. Ból rąk jest nie do zniesienia, drętwienie nie pozwala na precyzyjne ruchy, a i zasnąć ciężko.
Subscribe to:
Posts (Atom)