Zaczęliśmy od mostu na drodze z Brąswałdu do Barkwedy, gdzie jezioro Mosąg łączy się z maleńkim jeziorem Orzołek o bagnistych brzegach porośniętych szuwarami. A potem było tak:
I po co tu słowa... zresztą słowa słowami, tylko gorzej je napisać, skoro "łapki" bolą ;o)
Słowem... udało się :o)
It's so great nature!
ReplyDeleteHi dear Friend Dorota!!!! So glad you are back!!! The pics are adorable!!!
ReplyDeleteI invite you to a sweet spoon on my blog! Today is my birthday!!!!
Kisses!! Bela.
Hey!!!! I simply Love your Portuguese, dear friend!!!! Thanks for the sweet words!!!
ReplyDeleteKisses!! Bela.
Doroto, piękne zdjęcia, tajemnicze. Nawiązuję do wpisu na stronie MAGODY i do zdjęcia na samym dole Twojej stronki. Za Twoimi plecami, a prawie w dolinie potoku jest moje najpiękniejsze miejsce na ziemi, gdy wyjdę za chatę mam widok na kapliczkę z prawej, a na Kopystańkę z lewej strony. Właśnie jutro wybieram się na nią, mimo, że byłam tam mnóstwo razy i widać z niej bieszczadzkie połoniny. Kocham to miejsce, pozdrawiam serdecznie Maria z Pogórza Przemyskiego
ReplyDeleteBardzo mi miło Mario. Tym bardziej, że łączy nas miejsce niezwykłe. Jesienią odwiedzamy bukowe lasy pod Brylińcami... ot tak, na chwilkę, po rydze. A czy miejsce, gdzie kapliczka po prawej, a Kopystańka po lewej to nie wieś Kopyśno? Tajemnicza, wyludniona osada? Tam się czuje coś niezwykłego, nieuchwytnego, głębokiego... samotność tam jakby nią nie była. Dusze... hm...
ReplyDeleteUśmiechy ślę Mario.
Miła Doroto, to miejsce - to Gruszowa, tylko w dolinie. Mieszkańcy przenieśli się na grzbiet wzgórza, skąd była łatwiejsza łączność ze światem, wybudowali nowe domy. A my znależliśmy to miejsce 10 lat temu, zaczynaliśmy od karczowania, koszenia, równania, jak pierwsi osadnicy, a teraz mamy 2 sąsiadów, w sporym oddaleniu. Cisza, spokój, czasami przez 2 dni nie ujrzysz żywej duszy, za drogą las z rydzami, jesienią rykowiska jeleni, lisy podchodzą pod dom i szczekają, kiedyś ukradły nam w nocy z kosza jedzenie, które zostawiliśmy nieopatrznie na stole. Dziwią nam się ludziska, jak można na takim odludziu. Można, i tęskni się do tego miejsca przez tydzień, żeby na weekend wyjechać, nawet w deszcz. Pozdrawiam serdecznie, zakręcona Pogórzem - Maria z Pogórza Przemyskiego
ReplyDeleteHm... Gruszowa. W przewodniku po Pogórzu Przemyskiem nazywana jest Gruszów, ale dla mnie zawsze była Gruszową. Na gałęziach lipy obok kapliczki uwielbiała się huśtać moja córeczka Amelia. We wrześniu zakwitają tam zimowity. Domy pod Gruszową znam, powinnam raczej powiedzieć "budowy" od strony Makowej. Pięknie tam u Ciebie Mario. Uśmiechy ślę :o)))
ReplyDelete