znikł za oknem
zatrzymany kadr
wolnego dnia
i czarne stada
rozłupujące
niedzielny obiad
w konarach
z których jutro
świt zerwie
złote sukienki
dźwięk wchłonęła
czarna dziura
wypełniam się
gęstą ciszą nocy
która rozciąga
rozrywa słowa
oddala do siebie
myśli, rozrzedza
wspomnienia
nie mogę iść
przed siebie
grzęzną kroki
mogę mocno
odepchnąć się
od przysadzistych
dębowych pni
i przepłynąć
czasoprzestrzeń
w kierunku
czerwonych iskier
rozlanych na
aksamitnej czerni
z krzykiem ukrytym
w opuszkach palców