Showing posts with label my painting. Show all posts
Showing posts with label my painting. Show all posts
01 September 2011
25 March 2011
{ptaki dziwaki}
Odrobina kiczu dla równowagi między łazienką, łazienką, łazienką, łazienką, kuchnią, salą kominkową, łazienką, sypialnią, sypialnią... ;o) Może wcale nie odrobina ;o) Nieważne... ilustracje. I niech w końcu przestanie wiać, bo się przekręcę z bólu wszystkiego. Wiem, że wiosna na dobre zagości dopiero w maju, teraz może sobie popadać... i to przepowiadam tu ;o) Niechże się tylko uciszy!
Etykiety:
illustrations,
my painting,
my work,
oil pastel,
szczypta kiczu
01 March 2011
Սայաթ-Նովա
Dziś w Trójce usłyszałam o filmie, poszukiwanym przeze mnie od wielu lat. Nawet nie pamiętałam reżysera. Wprawdzie posiadam na kasecie video lichą kopię, to już nie odtworzę, bo video wyzionęło ducha. Wcześniej nie udało mi się go odnaleźć i chyba nigdy, gdybym dziś nie usłyszała tytułu: „Barwy granatu” (Cwiet granata). A szukałam „Owoc granatu”. Reżyserem jest nieżyjący od 21 lat Sergiej Paradżanow, który opowiada historię XVIII-wiecznego ormiańskiego poety Arujtuna Saradjana zwanego Sayat Nova, opowiada o tragicznej, nieszczęśliwej, zakazanej miłości poety do córki króla, o jego wygnaniu, odosobnieniu, o najeździe perskiego szacha. Film artystyczny – obraz. Poszczególne kadry następujące po sobie to ikony wypełnione symbolami, alegoriami odwołującymi się do tradycji i kultury ormiańskiej. Jeśli ktoś ma możliwość i wrażliwość na piękno, warto zobaczyć. W grudniu ubiegłego roku prezentowany był na Festiwalu Filmów Rosyjskich „Sputnik nad Polską” w Gdańsku.
Mimo, że do Triduum Paschalnego troszkę mniej niż dwa miesiące, pokażę swój staroć inspirowany filmem Paradżanowa. Są to projekty fresków (fragment) do kościoła na podkarpackiej wsi, będącego niegdyś cerkwią, a którym to zajmowałam się podczas swojej pracy dyplomowej.
Etykiety:
fresco,
inspiration,
my painting,
my work,
osobowości,
painting,
Sergiej Paradżanow
25 January 2011
turn me on
Wczoraj latałam nad rozgorączkowaną Amelią z zimnymi kompresami, dziś sama się "rozkładam". Chyba jakieś plagi egipskie. Na dodatek porządnie uderzyłam się w głowę o blat, kiedy wstawałam... aż mi się ptaszki pokazały. Do dziś litery na klawiaturze mylę ;o) Cammie, nie martw się, ja Ci takiego blatu nie zaprojektuję :o) A pracy... na dnie i noce. Hm... Skończą się ferie, z powrotem dojdzie szkoła, moja i Amelii. Nie znam sposobu na rozciągnięcie czasu. A gdyby tak wpaść w jakąś czarną dziurę? Proszę Pani, niech mi Pani wyczaruje małą, zgrabną, czarną dziurę. Zabiorę ze sobą do niej kubek gorącej kawy, książkę Murakamiego i ... muzykę. Tylko muszę się zastanowić jaką... A może to?
Etykiety:
Marillion,
music,
my painting,
my work,
oil pastel,
painting
24 January 2011
Tower of Babel
Zauważyłam, że same obrazy nie wystarczają mi, by się „wysłowić”. Przygodę blogową zaczęłam dawno temu na Onecie. Do dziś mam tam trzecią odsłonę bloga z marną pozostałością. Zostało kilkanaście renderingów, kilka wierszy. Wyczyściłam wszystko z uczuć. Ludzie, których poznałam zlikwidowali swoje blogi z różnych przyczyn. Tam były dramaty, rzadziej komedie. Zostały tylko mailowe adresy. Często myślę o nich, nie każdego pamiętam, ale pamiętam wielu. Ciekawe, czy wrócili, czy nadal piszą. Może pod inną postacią. Zakładając tu bloga postanowiłam, że będę anonimowa, ale nie z imienia i nazwiska, to nikomu nic nie mówi, jeśli nie zna mnie osobiście. Postanowiłam nie uzewnętrzniać się. A już karygodnym będzie tworzenie nowego wizerunku siebie, jaką nigdy nie byłam i nie jestem. Wiele się zmieniło. Czuję, że nie wypada odpowiadać milczeniem na słowa kierowane do mnie. Może czas... na nowo zaufać? Przyznać muszę, że krępują mnie komplementy, może nawet czasem drażnią... jakby były dodane przez Ctrl+C i Ctrl V. To się czuje. Ale może czas w końcu napisać, podzielić się z kimś tym co piękne, co boli. Coś we mnie pękło. Można to nazwać „wszechmiarą”, która zmuszała do tak daleko posuniętej precyzji, że czasu na życie nie starczało. Natręctwo? Nie. Przekonanie, że bez tego świat się zawali. Powoli też uczę się mówić: NIE... bo nie umiałam. Już nie uciekam, bo nie mam od czego. Nie mam też dokąd. Wszędzie jest tak samo. Nie może być inaczej. Ziemię zamieszkują tylko ludzie i zwierzęta, dlaczego w innym kraju, na innym kontynencie miałoby mi być „lepiej”? Dlaczego w końcu z innymi ludźmi miałoby mi być „piękniej”? Wszyscy jesteśmy tacy sami. Musiałabym życia w innej galaktyce poszukać... i tam spróbować „doskonalej żyć”. Nigdzie nie uciekam, donikąd nie gonię. Amelia dziś zadała mi pytanie, jakie ja zadałam mojemu tacie w jej wieku będąc: Co jest za kosmosem? Zaczęłam, hm... (międzyczasie przez umysł przeleciała myśl jak błyskawica: Dzięki Bogu, że ona o to pyta) i kiedy wybierałam odpowiednie słowa, Amelia powiedziała, że wie, że mam się nie trudzić z odpowiedzią. Przyszłość. Hm... I na co człowiek te kopce usypuje, menhiry, kromlechy stawia, piramidy, wieże, pępków świata szuka, osi, drabin do nieba, do Boga? Tylko zamknąć oczy i wsłuchać się w siebie. W okamgnieniu przewędrujemy wszystkie galaktyki... myślą.
A co Sasnal chce nam powiedzieć? Zawsze uważałam, że jak nic nie mam do powiedzenia, lepiej nie tworzyć na siłę, dla samego aktu tworzenia, nie szukać tego, co dawno odkryte, nie zagadywać ozdobnikami. Owszem, kto bez winy niech pierwszy kamień rzuci... nie mogę, bo mi też to się zdarzało. Przed wiekami nie było fotografii, malarze trudzili się, by pokazać potomnym jak wspaniały był ten czy ów król, papież, biskup, itp. A teraz? Sasnal się nad rzutnikiem trudzi...
20 January 2011
18 January 2011
03 November 2010
10 October 2010
03 October 2010
kartka z kalendarza
Tylko chwila z niedzielnym, popołudniowym słońcem przyłapanym na moich ścianach. I po niedzieli.
rozkołysanymi plamami rdzy
uwija się czerstwa staruszka
z czerwonym wiaderkiem.
Oplata orzechowe nogi
spóźnionym babim latem.
Krzykliwe kleksy na ściernisku
tłumią jej ślady na złocie,
a lipowe serca okrywają
przejrzystym parawanem.
Wszystko tonie w przestrzeni
po brzegi, bezkresnej,
jak w kropli bursztynu
mały pająk, który nie zdążył
pożreć smakowitej ofiary. 13 September 2010
światła mi nie gaście
obraz z serii: Miałam sen...
format 50x70cm
pastele olejne
Znów wędrujemy ciepłym krajem,
malachitową łąką morza.
Ptaki powrotne umierają
wśród pomarańczy na rozdrożach.
Na fioletowo-szarych łąkach
niebo rozpina płynność arkad.
Pejzaż w powieki miękko wsiąka,
zakrzepła sól na nagich wargach.
Ptaki powrotne umierają
wśród pomarańczy na rozdrożach.
Na fioletowo-szarych łąkach
niebo rozpina płynność arkad.
Pejzaż w powieki miękko wsiąka,
zakrzepła sól na nagich wargach.
słowa: Krzysztof Kamil Baczyński
obrazy do zbioru opowiadań SZUURGA Mirosława Słapika
13 July 2010
dream
w przepastnej szafie
ogrody na sukienkach
za nimi w pudełkach
ułożone do snu
stare marzenia
przewiązane wstążką
Etykiety:
my painting,
my words,
my work,
oil pastel,
painting
06 July 2010
29 June 2010
25 June 2010
17 June 2010
30 March 2010
29 March 2010
19 March 2010
Subscribe to:
Posts (Atom)