06 September 2010

babie lato?


Od kiedy wróciliśmy z północy prawie nieprzerwanie leje. San jest wysoki, opada na kilka dni i ponownie rośnie. Na niebie szara, brudna szmata. Wystarczy wyjechać troszkę na północ, by zobaczyć nad Pogórzem skołtunione chmurzyska. W domu zimno, nic nie schnie, nawet woda w kranie jakby bardziej mokra, klei się do rąk. Nikt nie pamięta o wakacjach. Amelia pierwszy rok w szkole. A ja z nią... zaczynam edukację od początku, bo kto temu dziecięciu pomoże zrozumieć te zawiłości. Bardzo się o nią martwię... to taki "zamyślający się" rocznik, powolny, troszkę leniwy, bardzo wrażliwy i miły. Małe, bezbronne kózki... hm... Dopiero teraz czuję prawdziwy ciężar macierzyństwa, bo wcześniej to była zabawa. Nauczyć swoje dziecko uczenia się, radzenia sobie z krytyką, rywalizacją. Mnie nikt nie przygotowywał do wyścigu szczurów, z jakim mamy dziś do czynienia, pewnie dlatego jestem kompletnie nieprzystosowana. Jak mam nauczyć tego swoje dziecko? I czy muszę? Czy moje dziecko musi być kiedyś wredną, wyrachowaną suką, by przeżyć w "nowym świecie"? Na szczęście Amelia też tego nie chce... ech, w końcu na świecie są jeszcze dobrzy ludzie. Słowem poświęcam jej więcej czasu, i tak chyba już na jakiś czas zostanie, nim zacznie sobie radzić. Mówić mi się nie chce. Więcej we mnie przemyśleń wszelakich, zwierzać się z tych nie wypada. Jeszcze. Tworzę coś nowego, tylko czasu na fotografowanie brak. Ale wkrótce pewnie będę musiała znaleźć chwilę. Zastanawiam się też ostatnio nad "rzucaniem na kogoś uroków". Nie przyznałabym się do tego, gdyby poważny facet, znajomy nie opowiedział historii z klientami, którzy nie płacili za wykonaną pracę. Zastanawiam się czy to nie sposób. Przecież czy ktoś może być szczęśliwy w mieszkaniu, domu budowanym na krzywdzie ludzkiej? Nie wiem.

Niech się stanie BABIE LATO.

Na Warmię jechaliśmy przez Gorzyce, Sandomierz, i tędy wracaliśmy. Szlam na umierających drzewach, wykarczowane sady, pozbijane tynki do pierwszego piętra, ciemne oczodoły po oknach, wymarłe podwórka, ani jednego psa, kota, który przebiegnie drogę. Nic. I strach, który mieszkańcy tych terenów mają w sobie. Kiedy będzie następny raz? I Warszawka, która podaje, opady na południu Polski zanikły, a ja widzę jak tłucze o szyby, nie widać Przemyśla, a San ledwo mieści się w korycie. To tylko San. A jego dopływy? A Wisła?

9 comments:

  1. Dorota, wiem co czujesz, znam ten typ stworzenia (zamyslających się roczników jest chyba jednak więcej) i te dylematy, przeszłam etap pierwszych klas (x3) i wiem, że lęki są niepotrzebne :).
    Cierpliwość i powtarzane codziennie "naukowe" rytuały i nie poznasz Amelki ;)

    Pozdrawiam ciepło
    Jola

    ReplyDelete
  2. Jolu, tak właśnie zamierzam - codzienny rytuał. Gdyby tylko nie te babskie humory... w końcu podwójne, Amelii i moje ;o)

    Serdecznie Cię pozdrawiam.
    Dorota

    ReplyDelete
  3. So nice to have your posts back!! Are you back from vacation?

    So pretty image, as usual!! Beijocas!! Bela

    ReplyDelete
  4. Czesc Dorotko, zebys wiedziala jaki ogromny kamien mi z serca spadl...Tragedia to byla...nic sie nie dalo i pol nocy nie spalam z tego powodu. Nie ma chyba prawie nic okropniejszego jak widziec ukochany blog w tak okropnym stanie. Als slyszalam ze blogger czesto ma problemy, nie jestem jedyna. Nauczylam sie z tego: Nic nie zmieniac, tylko pisac.
    Przytulam serdecznie :-)))
    Joe

    ReplyDelete
  5. Witaj Doroto. Z takich dzieciaków wyrastają potem bardzo fajni dorośli, niech Amelka nie uczestniczy w tych różnych wyścigach. Na wywiadówkach siadywałam zawsze w ostatnim rzędzie, daleko za dumnymi mamami i spuszczałam głowę, gdy panie jakoś żle mówiły o moich synach.
    Dzisiaj są to wspaniali, wrażliwi chłopcy, jestem z nich dumna, i cieszę się, jak głupia, że nie muszę już chodzić na wywiadówki.
    Ostatniej soboty poszliśmy z mężem do "naszego lasu" zobaczyć, czy są rydzyki. Oniemiałam, połowa drzew wycięta, pod nogami stosy gałęzi, straszny obraz zniszczenia, chyba w tym roku już tam nie pójdę.
    Pozdrawiam serdecznie Maria z Pogórza Przemyskiego.

    ReplyDelete
  6. Doroto, czy to już żurawie odlatują?
    Maria z Pogórza Przemyskiego

    ReplyDelete
  7. Mario, witaj. Teraz tylko niedziele mam wolne, chyba, że mi dorzucą pilnowanie dzieci w dziecięcym ogródku w sklepie. I ostatniej niedzieli tylko dlatego, że lało, nie pojechaliśmy w Twoją stronę, a na basen do Jarosławia. Ale piszesz o drzewach... Po co oni to robią? Wycinka? Usuwają stare, schorowane, czy jak? Nie wiem dlaczego nie można tego zostawić jak naturalną puszczę, gdzie się samo wali i nowe wyrasta. Jak mleczne zęby... Muszę pojechać... chociaż na chwilkę od strony Olszan, skręcić w las przed Brylińcami. Tam kawałek gdzie same buki i tylko runo z mchu i rydze lub ich brak. Ech... a dziś znów szlaczki i połączenia literek ;o)

    Skłamałam. To zeszłoroczne żurawie nad moim domem. Chciałam nimi zaczarować kawałek błękitnego, czystego nieba. I zobacz... jakoś tak jaśniej dziś, choć widzę, że nad Pogórzem nadal się przelewa kobalt.

    Serdecznie Cię pozdrawiam :o)

    Dorota

    ReplyDelete
  8. Bela, I come back. Amelia the first year at school and the autumn is going. I am getting down to writing the letter to you.

    Obrigada querida! Beijocas!

    Dorota

    ReplyDelete

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails