Zabrakło mi sił, by opisać zdjęcia w poprzednim poście. To miejsce moich wakacji, ferii. Na drugim zdjęciu, tuż nad łódką po drugiej stronie jeziora widać pomost. Tam się płynęło wpław, albo szło po grubym lodzie, tu się łowiło węgorze cienkie jak sznurówki, grube jak ramię... różne. Tu były raki. Jego lewym brzegiem goniło się krowy z pastwisk w lesie. Potrafiły zaleźć w szuwary, aż trudno było je stamtąd wyprowadzić. Do tego jeziora pewnej burzowej nocy wpadł dzwon z wieży kościółka stojącego na wzgórzu. Podobno się odzywa... Szukali go nurkowie, ale nic nie znaleźli. Pisała o tym Jadwiga Tressenberg, nauczycielka miejscowej, maleńkiej szkółki, żona leśniczego. Marysiu, nigdy nie bałam się tej wody... ale chyba żadnej wody nigdy nigdzie. Chociaż kiedy napisałaś o mętnej wodzie, zobaczyłam bagna z Władcy Pierścieni, kiedy Frodo i Sam podążali do Mordoru. Cierpliwie czekam na wiosnę, na powrót ŻURAWI. One zawsze wracają. W dzień jest mi bardzo zimno, pewnie to też kłopoty różnej maści na to wpływają, człowiek wtedy czuje się słabszy. Zawsze wcześniej niż inni odczuwam przesilenia, jesienne już pod koniec sierpnia, wiosenne teraz w lutym. Do pasmanterii dotrzeć jakoś nie mogę, a już naprawdę czas, bo z dziećmi w szkole zaczęłam hafty krzyżykowe, trzeba byłoby towarzystwo w ładne kolory muliny zaopatrzyć. Ewo, jeśli tylko podobają Ci się moje jajka, proszę, nie mam nic przeciwko, inspiruj się :o) Niedługo przygotuję post dotyczący malowania jaj w łupinach cebuli, ale do tego potrzebuję tym razem czerwony atrament. A jeśli nie dostanę, będę zmuszona ponownie użyć czarnego lub granatowego. Granatowego nie polecam do barwienia. Zmiesza się z żółcią łusek cebulowych i wyjdzie zielonkawe tło - nie za piękne. A rysunki... to Amelii walentynkowe ilustracje. Zrobiłyśmy z nich wspólnie projekty talerzy na garden party.
Amelia od maleńkości przejawiała wszelkie skłonności do dziwactw. Na przykład: noszenie nadmuchanych pływaczków po mieście, albo chodzenie po domu w kasku rowerowym itp. Zresztą podobnie zachowywała się moja uczennica Kamila, urodzona tego samego dnia. Potrafiła siedzieć na lekcji w czapce i za nic w świecie jej nie zdjęła. Ciekawe czy pamięta ;o) Tego samego dnia urodził się Antonio Gaudi, to wiele tłumaczy... hehehe... To zdjęcie bodajże sprzed 5 lat :o)))
Cute project and beautiful girl!
ReplyDeleteKisses and happy weekend.
Wy to macie pomysły, Dziewczyny! W tych obrazkach Amelii
ReplyDeletewidzę Twoją kreskę, z Twoich obrazów,nie znam się na tym, Dorotko, ale tak to widzę. Uśmiechnięte ptaki, a mają w sobie coś niepokojącego, może szpony i ostre dzioby, chociaż są sympatyczne, A ludzie wielcy zawsze mieli jakieś swoje dziwactwa, Ty uczyłaś się o Gaudim, może oglądałaś jego dzieła, a ja widziałam artykuł dawno w "dom i ogród" i pomyślałam, Boże, jaką trzeba mieć wyobrażnię, żeby coś takiego stworzyć. Gdzieś na blogach czytałam, że lecą już dzikie gęsi, we Wrocławiu kwitną przebiśniegi, a moja Mama mówi: Już bliżej, jak dalej. To o wiośnie, a Ty powinnaś ubierać się cieplej, kłopoty miną. Pozdrawiam serdecznie, cieplutko Maria z Pogórza Przemyskiego
P.S. Pachnie w domu świeżo upieczonym chlebem, nie udał mi się, rozlazł na boki, jest plackowaty, ale zapach nieziemski, nie ma to jak piec chlebowy, tęsknię za Pogórzem, pa.
Draga Zondra, želim vam radosnu mirna, sunčana subota i nedjelja.
ReplyDeleteWitaj Marysiu w ten śnieżny, sobotni poranek. Co do twórczości naszego dziecka, pudeł już brak do składania rysunków :o) A makiety, które robi... tych już nie da się przechowywać. Wczoraj zrobiła sobie z kartonu i folii automat do kulek. Na mieście nie może obok takich przejść obojętnie. To teraz ma swój, zachęca nas do kupna kulek. Jest tam szpara na monety i rura, którędy jedna wylosowana kulka wypada. Pomogłam jej zacząć, skończyła sama, zobaczyłam gotową makietę i pomyślałam sobie, że nie da rady, będzie projektantem. Ale nic jej nie mówię, bo jak mi mówili, to na przekór do szkoły plastycznej iść nie chciałam. Oczywiście w końcu tam wylądowałam, na szczęście ;o)
ReplyDeleteDziękuję za Twoją troskę o moje zdrowie, powinnam ubierać się cieplej, a nawet po prostu "ubrać się", bo czasem goniąc gdzieś zapominam o tym kompletnie. A potem marznę.
Chleba nigdy nie piekłam. Ale kiedy o tym mówisz, przypominam moją kochaną babcię Stefcie, która w sobotę piekła wielkie, puszyste ciasto drożdżowe. Wieczorami obie zajadałyśmy się nim popijając chłodne mleko.
Ostatnio Twoja sąsiadka z pobliskiej wioski, prosiła mnie, bym przyjechała do niej na budowę pomóc w udobruchaniu hydraulika ;o) Ale noc ciemna była, ja sama z Ami i bólem brzucha, Marek zajęty pracą, auto u mechanika...
Z reguły nie dołączam komentarzy w stylu "....a u mnie tak samo było!" / ".....a ja mam taki sam!"/".....o! zazdroszczę,bo marzę o tym..." etc.etc.,ALE niech będzie - wszak wyjątek potwierdza regułę ;)Otóż mój młodszy Sinec( sic! :))) jako mały bachor ( sic!0:)))) wyciął sobie z kartonu ośle uszy,poprosił o przyklejenie do kartonowej opaski i zakładał na czapeczkę przy każdym wyjściu z domu - pół biedy ,gdy na spacer wkoło domu,ale gdy kiedyś chciał założyć do kościoła!Albo przyniósł sobie od Dziadka stare oprawki od okularów i twierdząc,że jego "oćka niewidomo widziom" nosił je wszędzie.Nie urodził się w tym samym dniu co Gaudi,ale jako "bożemu szaleńcowi",bo może nie architektowi,nic nie brakuje :)Filmiki,które mam na blogu są np.Jego i bardzo mnie bawią.....Doroto,nie wyobrażam sobie kim mogłaby być Amelia,jeśli Ty Mozart jesteś :)
ReplyDelete:o) a oglądałam i mnie też bawią. A co do Gaudiego, nie o jego "wielkość" mi chodziło, raczej o specyficzny rodzaj dziwactwa. A że data ta sama, tłumaczę sobie jakoś jej wybryki. Taki ze mnie dziś Mozart jak z poniedziałku sobota. Zmęczonam wróciłam z pracy. Właściwie to wracać nie musiałam, bo jutro znów do pracy. Mogłam się tam gdzie przespać na dywanach. Ale przyszłam... rudowłose panienki leżały na stole. Akwarelą zaszalała... dobrze, bo musi się nauczyć "nie bać" malować. Zwisam nad klawiaturą, litery się plączą, kawa stygnie. Myć się czy nie myć, zasnąć na chwilkę, położyć się całkiem. Poczytać... posłuchać... oto jest pytanie ;o)
ReplyDeleteZ tej "Castoramy" rozumiem taka wracasz? Że klientów tylu? Przecież oni i tak najlepiej "wiedzom";)......Do kąpieli idź z olejkami jakimiś,o!Amelia jest cudna.....Moje dzieci też były kiedyś zdolne,cha cha.....Wszak za I nagrodę zdobytą przez drugiego Sinca tzn.pierwszego,ale nie tego od filmików,w konkursie plastycznym pojechaliśmy do Italii :))))
ReplyDeleteA, że oni "wiedzom" to racja ;o) Kąpieli nie mogę zrobić, bo wanny nie mam. Jedynie nogi pomoczyć mogę w misce jakiej i olejkach. Zmęczonam myślami o aucie, przegubów do almery na grandę szukamy - ponoć nieosiągalne (przy tej liczbie ząbków z jednej a innej z drugiej strony). Znaleziono w Holandii, za jedyne 1600zł za sztukę. Potrzeba sztuk 2. Teściowa kolejny tydzień, po kolejnych badaniach czeka na telefon ze szpitala. Mają wszczepić rozrusznik serca, ale ona ma do tego czasu "dożyć". Nic nie chcę mówić na ten temat. Temat szpitala, "służby zdrowia"... dla mnie zakazany, bo wyzwala reakcje choleryczne.
ReplyDeleteDumnaś z Sinca, co? Gratuluję, to jest najprzyjemniejsze... dla rodziców, jak "maluchy" sobie radzą.
Taaaaak,jak zaczyna się w życiu pojawiać widmo-upiór "służby zdrowia" to najlepiej byłoby wodą święconą się odciąć i w ogóle ...uciekać ,uciekać byle dalej.....I to jest straszne:(((((((
ReplyDeleteSweet lovely beautiful Amelia!!!!!!
ReplyDeletepamiętam to zdjęcie , jakby ktoś je zrobił wczoraj
ReplyDeletemarkoni
Querida María Cecilia, gracias por los cumplidos.
ReplyDeleteJa też mam wrażenie, że zrobiono je wczoraj. Czas tak szybko leci... wcześniej nie zauważałam, teraz mijają tygodnie bez opamiętania. Często wspominam "smak miodu"...
ReplyDelete